poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 5


No cóż...w końcu nowy rozdział! Ekhem...przepraszam, że tak późno, ale jest trochę dłuższy niż poprzednie i sprawdzony. Życzę miłego czytania.
***
Obudził się niezwykle wypoczęty, od długiego czasu nie zaznał tak spokojnego snu i to w wyjątkowo wygodnym łóżku. Przeciągnął się i rozejrzał po pomieszczeniu, które zdecydowanie przypadło mu do gustu. Podłoga była wyłożona ciemnymi panelami, a ściany miały kolor szmaragdowej zieleni. Również meble były jak najbardziej w jego stylu, wykonane z ciemnego drewna bez żadnych zdobień. Uwagę Salazara przykuły drzwi, które według jego domysłów powinny prowadzić do łazienki. Prysznic był tym czego obecnie potrzebował najbardziej, jednak najpierw postanowił zajrzeć do szafy w poszukiwaniu jakiś ubrań, co prawda był to pokój gościnny, ale mimo wszystko był to dom Malfoy'ów. Otworzył drzwiczki mebla i uśmiechnął się zadowolony, wyciągnął bieliznę i po chwili zastanowienia sięgnął po czarne, materiałowe spodnie i błękitną koszulę. Ciągle w świetnym humorze udał się w stronę łazienki, która z kolei była urządzona w różnych odcieniach błękitu. Po szybkim doporawdzeniu się do stanu użyteczności, ruszył w stronę pokoju Narcyzy, w każdym bądź razie wydawało mu się, że idzie w tamtą stronę. Po trafieniu w kilka korytarzy, które prowadziły do nikąd, znalezieniu drogi do kuchni oraz do salonu, w końcu udało mu się trafić we właściwe miejsce. Nie czując specjalnej potrzeby, żeby zapukać złapał klamkę i otworzył drzwi, bez żadnego skrępowania wchodząc do pokoju, gdzie zastał w pełni rozbudzoną panią domu i jej syna. Cyzia wyjątkowo szybko wyskoczyła z łóżka i już po chwili mocno go przytulała. W pierwszym momencie zesztywniał na ten przejaw uczuć, jednak pare sekund później odwzajemnił delikatnie uścisk. Kobieta odsunęła się od niego i zlustrowała go uważnie wzrokiem.

- Wydajesz się być zdecydowanie bardziej materialny niż jak ostatnio się widzieliśmy. - uśmiech, który zagościł na twarzy Narcyzy jasno dał mu do zrozumienia, że cieszy się ona z ich spotkania.

- A ty wydajesz się być nieco starsza. - odpowiedział jej z bardziej złośliwą wersją uśmiechu - No i masz syna.

Kobieta nie wydawała się poczuć urażona, ponieważ jej twarz w dalszym ciągu wyrażała radość, kiedy odwróciła się w stronę Draco, który patrzył na nich z wyraźnym szokiem wypisanym na twarzy. Salazar uważnie przyjrzał się młodemu dziedzicowi rodu, który opadł na łóżko matki i przyglądał się im z niezrozumieniem.

- Wydaje mi się, że twój syn potrzebuje wyjaśnień. - Slytherin wyczarował sobie wygodny fotel i usiadł na nim, po czym ponownie zwrócił się do Cyzi - Ja mam to załatwić czy ty się tym zajmiesz?

Pani Malfoy usiadła na łóżku obok swojego syna i poważnie spojrzała na jednego z Założycieli.

- Wolałabym żebys ty to zrobił. Sama chętnie się dowiem jakim cudem jesteś znowu człowiekiem.

Czarno-włosy zachichotał pod nosem i moszcząc się wygodniej w fotelu zaczął opowiadać:

- Biorąc pod uwagę, że Draco nie wie kim naprawdę jestem wypadało by się przedstawić. Jestem Salazar Slytherin i nawet nie próbuj mi przerywać . - syknął w stronę młodego ślizgona, który już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. - Jak ci wiadomo Narcyzo przez wiele lat błądziłem po tym świecie pod postacią ducha aż w końcu trafiłem na linię moich potomków, którzy niestety byli charłakami, jednak po wielu latach urodziła się rudo-włosa istotka, którą potem poznałaś w szkole jako Lily Evans. Lisiczka była bardzo utalentowaną czarownicą i o dziwo nawet jako dziecko się mnie nie bała, kiedy dowiedziała się kim jestem postanowiła mi pomóc powrócić do życia. - na twarzy Sala zagościł delikatny uśmiech - Jak tylko trafiła do szkoły nie zajmowała się niczym innym, tylko szukaniem sposobu żeby tego dokonać. I w końcu znalazła, niestety rytuał wymagał poślubienia przez nią czystokrwistego czarodzieja, a jedynym, który się koło niej kręcił był James Potter. Jako że był w niej ślepo zakochany ślub odbył się tuż po ich ukończeniu szkoły, a Lily w noc poślubną wyrysowała pod prześcieradłem specjalne runy, które miały sprawić, że nie urodzi dziecka tego...człowieka, tylko mnie. Wszystko się udało, jednak jakimś cudem Dumbledore się dowiedział i przyszedł do Doliny Godryka, a jako że potrzebował kogoś kto w przyszłości pozbędzie się Voldemorta, zamiast mnie zabić po prostu usunął moje wspomnienia, jednak widocznie nie przewidział tego, że mój głupiutki potomek próbując przejąć moje ciało naruszy barierę, co złamie jego zaklęcie.

Po jego monologu zapadło długie milczenie podczas którego Malfoy'owie próbowali przyswoić sobie informacje, które im przekazał. Z zadowoleniem zamknął oczy mając nadzieję odpocząć, kiedy od strony ślizgona padło, za pewne dość istotne dla Dracona pytanie.

- Ale...jak ktoś taki jak TY poznał moją matkę?

Slytherin spojrzał na Narcyzę i skinięciem głowy dał jej znak, że to ona powinna odpowiedzieć swojemu synowi.

- Widzisz Smoku, kiedy chodziłam do Hogwartu nie byłam zbyt lubiana. Wszyscy w Slytherinie porównywali mnie do mojej starszej siostry, więc no cóż... - kobieta zarumieniła się delikatnie - wieczorami zdażało mi się wymykać z dormitorium, chować się w łazience i płakać. Pewnego razu znalazł mnie właśnie Salazar i dość nieudolnie próbował pocieszyć. Okazało się, że za życia był wspaniałym nauczycielem, który troszczył się przede wszystkim o swoich wychowanków. Od tamtego momentu spotkaliśmy się jeszcze kilka razy i nauczył mnie kilku przydatnych czarów.

- Nigdy mi o tym nie mówiłaś.

- Nie mogłam, synku, poza tym nagle straciłam z nim kontakt i nie wiedziałam czy jeszcze jest na tym świecie. - kobieta spojrzała na Dracona z łzami w oczach.

- Wybaczcie, że przerwę wam tą jakże uroczą scenkę, ale teraz kiedy już tyle wiecie musicie opanować oklumencję. Nie zaryzykuję tego, że byle podrzędny leglimenta dowie się kim naprawdę jestem.

- Mną nie musisz się martwić. - kobieta spojrzała na niego, uśmiechając się przez łzy - Ale byłabym wdzięczna gdybyś nauczył mojego syna.

Slytherin podniósł się z fotela i machnięciem ręki sprawił, że zniknął po czym z powagą spojrzał w oczy Cyzi.

- Powiedziałem, że nie zaryzykuje. - skierował wzrok w stronę młodego Malfoy'a, był zdziwiony tym jak dobrze poradził sobie z zaskakującą nowiną, jednak starał się po sobie tego nie okazywać. Uśmiechnął się do Narcyzy czekając aż ta zaproponuje posiłek, w końcu była panią tego domu a on nie zamierzał się narzucać, przynajmniej bardziej niż to konieczne. Kobieta podniosła się z zajmowanego miejsca i przytuliła swojego syna.

- Mam nadzieję że jesteście głodni bo skrzaty przygotowały już pewnie posiłek. - powiedziała, po czym nie oglądając się na nich ruszyła w stronę wyjścia z komnaty. Sal uśmiechnął się i ruszył za nią czując że tuż za nim idzie Draco. Z podziwiam patrzył jak Cyzia sprawnie porusza się po korytarzach dworu ani razu się nie gubiąc. Bardzo szybko dotarli do jadalni, gdzie cały stół był zastawiony różnymi smakołykami. Widocznie skrzaty widząc że ich pani ma gościa postanowiły bardziej się postarać. Po tradycyjnym życzeniu sobie nawzajem smacznego, zasiedli do stołu i rozpoczęli posiłek. Slytherin musiał przyznać że dawno nie jadł czegoś tak dobrego, nawet hogwarckie potrawy wypadały słabo w świetle tych podawanych w Malfoy's Manor. Śniadanie było spożywane w ciszy co dało mu chwilę na rozejrzenie się po pomieszczeniu. Oprócz dużego mahoniowego stołu i krzeseł z tego samego drewna w pomieszczeniu znajdowały się nieożywione obrazy przedstawiające miejsca z różnych zakamarków świata na jednym z nich rozpoznał las Aokigahara, który mimo swojego pięknego wyglądu nie cieszył się dobrą sławą. Jemu samemu zdarzyło się tam być raptem kilka razy, ale wiedział jak ciężko jest przełamać magię otaczającą las i wyjść z niego. Mimo to cisza panująca w tym miejscu była uspokajająca. Przypuszczał że ukryty tam jest jakiś artefakt, jednak teren był na tyle rozległy że znalezienie tam czegokolwiek było prawie niemożliwe. Nawet nie zauważył kiedy posiłek się skończył i skrzaty przyniosły kawę. Przyjrzał się uważnie dwójce Malfoy'ów, którzy patrzyli na niego z wyczekiwaniem.

- Muszę się dzisiaj udać na pokątną i kupić parę potrzebnych rzeczy. - spojrzał w oczy młodego ślizgona - Mam nadzieję że dotrzymasz mi towarzystwa.

- Oczywiście...emm... - chłopak wyglądał na odrobinę zakłopotanego, co sprawiło że na twarzy Salazara pojawił się złośliwy uśmiech.

- Sal, wystarczy.

-Oczywiście, Sal. - na twarz dziedzica rodu powróciła typowa, malfoyowska maska. Slytherin odsunął krzesło, wstał i wyciągnął żdżkę. Musiał zmienić swój wygląd, ponieważ mimo że wyglądał inaczej niż Harry Potter, to po wakacjach zamierzał w szkole funkcjonować jako on używając swojego prawdziwego wyglądu. Kilka machnięć żdżką i po chwili przed Malfoy'ami stał opalony blondyn z brązowymi oczami i odrobinę dłuższym nosem niż jego normalny. Postanowił nie zmieniać swojej sylwetki, ponieważ na liście rzeczy do kupienia znajdowały się również ubrania, a wolał nie dopasowywać ich później zaklęciem.

- Aportujemy się na miejsce, żeby nie marnować czasu na przeciskanie się przez Dziurawy Kocioł. -spojrzał na Dracona, który w dalszym ciągu nie ruszył się z miejsca.

-Nie wiem jakie obecnie krążą o mnie plotki, ale nie jestem w stanie się z kimś przenieść nie dotykając go.



Chłopak opuścił wzrok odrobinę zażenowany i podszedł do Salazara łapiąc go za ramię. Kilka sekund później stali na Pokątnej otoczeni przez przekrzykujących się ludzi. Slytherin skrzywił się widząc rozgardiasz na ulicy, jednak po chwili uśmiechnął się widząc znajome miejsce, które nie zmieniło się przez lata.

- Najpierw powinniśmy iść do księgarni. - stwierdził, spoglądając na Malfoy'a, który delikatnie skinął głową. Parę minut później byli już otoczeni przez półki z książkami. Sal niewiele się zastanawiając skierował się w stronę działu z księgami o eliksirach i magii umysłu. Nigdy nie był w stanie zrozumieć dlaczego te dwie dziedziny są ustawione tak blisko siebie. Ostrożnie wybrał najbardziej szczegółowe pozycje dla początkującyh oklumentów, po czym zaczął się przyglądać księgom traktującym o eliksirach. Właśnie był w trakcie czytania przepisu na wyjątkowo ciekawą miksturę leczniczą, kiedy usłyszał obok siecie znajome chrząknięcie i pytanie:

- Czy mógłby mi Pan podać tamtą książkę?

Przed Założycielem stała Hermiona Granger wskazująca książkę z recepturami na eliksiry do pielęgnacji włosów. Uśmiechnął się delikatnie i sięgnął po wskazaną pozycje, jednak nie podał jej od razu dziewczynie.

- Żaden "Pan", samo "Sal" wystarczy. - uśmiech stał się bardziej czarujący, kiedy dziewczyna odbierała od niego książkę.

- Um...jestem Hermiona. - przyjrzała mu się uważnie - Przepraszam, ale...czy jesteś uczniem Hogwartu?

- Nie, jestem tu tylko przejazdem, odwiedzam znajomego. - spojrzał na nią z udawanym zaciekawieniem - Pozwolisz, że również o coś zapytam. Czy jesteś tu sama?

- Oh...nie, jestem z przyjacielem, który właśnie... - dziewczyna nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż ich rozmowę przerwały krzyki. Salazar bez problemu rozpoznał głos Rona i Dracona. Jego źrenice lekko się zwęziły, jednak spojrzał na Hermionę z miłym uśmiechem.

- Zdaje mi się, że nasi znajomi właśnie się odnaleźli. Pani pozwoli. - szarmancko podał jej ramie, a ta dość niepewnie złapała je i pozwoliła mu się doprowadzić do miejsca kłótni.

- Ty...ty...fretko! Jak śmiesz?! - krzyczał najmłodszy Weasley, którego twarz przybrała odcień jego włosów.

- Prawda w oczy kole, Wiewiórze? - na ustach Malfoy'a gościł złośliwy uśmiech. Slytherin postanowił dowiedzieć się o co chodzi zanim zrobi to właściciel sklepu, którego mina jasno mówiła, co sądzi o hałasie, który robili nastolatkowie. Chrząknął głośno czym zwrócił na siebie ich uwagę i wciąż z Mioną u boku zbliżył się do nich.

- Draco, czy mógłbyś mi wyjaśnić, co się tutaj dzieje?

Młody dziedzic czując na sobie jego zimny wzrok odrobinę się zmieszał, jednak z uniesioną głową odpowiedział:

- Weasley powiedział, że wszyscy w mojej rodzinie to zadufane butolizy.

- Stwierdziłem zwykły fakt, a ten dupek powiedział, że Harry zadaje się ze mną tylko z litości. - powiedział, patrząc na pannę Granger, która chyba nie była do końca pewna jak powinna zareagować. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, jedank ubiegł ją Salazar.

- Zanim wtrącisz się w czyjąś rozmowę wypada się przedstawić. A właśnie, ja nazywam się Sal. - puścił rękę Hermiony i skinął delikatnie głową - Draco, powinniśmy iść dalej, muszę sobie kupić w końcu porządne ubrania.

Odwrócił się w stronę brązowowłosej i skłonił jej nisko.

- Miło mi było cię poznać. - uśmiechnął się delikatnie i ignorując Weasley'a mruczącego coś o "irytujących dupkach" skierował się do kasy, gdzie sprzedawca już zacierał ręce widząc wybrane pozycje, które do najtańszych nie należały i już bez zbędnych przystanków udali się do Madame Malkin. W sklepie panowała kompletna pustka, a krawcowe wyglądały na wyjątkowo znudzone, więc kiedy usłyszały dźwięk dzwonka, który wisiał nad drzwiami wszystkie automatycznie obróciły się w ich stronę. Slytherin w pierwszym momencie rozejrzał się zdumiony. W tym miejscu przeważnie kręcili się ludzie szukając wszelkiego rodzaju ubrań na wszystkie możliwe okazje. Młody Malfoy również wydawał się być zdziwiony.

- Dlaczego nikogo tu nie ma? - szarooki nie zdawał sobie sprawy, że wypowiedział pytanie na głos, dopóki nie nadeszła odpowiedź.

-Mugolskie ubrania, młody paniczu. - powiedziała kobieta w średnim wieku, z włosami związanymi w luźny kok - Coraz więcej ich w naszym świecie, obecnie ludzie kupują u nas tylko szaty szkolne i ubrania na ważne uroczystości.

- Jakim cudem mugolskie ubrania dotarły do czarodziejów? - Sal spojrzał na kobietę uważnym wzrokiem.

- Nowy butik, paniczu, lokal kupiły mugolaczki i sprowadzają ubrania, które są tańsze od naszych, robionych na zamówienie.

- Kto wydał pozwolenie?

- Nikt tego nie wie, paniczu, ale chodzą plotki, że to ludzie Feniksa mieli z tym coś wspólnego. - do rozmowy wtrąciła się młoda dziewczyna, która wyglądała jakby dopiero skończyła szkołę - Ale jak możemy Ci pomóc?

- Potrzebuję ubrań, dużo ubrań. - kiedy to mówił na twarzach kobiet zaczęło się pojawiać ożywienie - Cztery białe koszule, sześć zielonych w różnych odcieniach, dwie błekitne i pięć czarnych. Siedem par spodni materiałowych, trzy ze smoczej skóry i pięć jeansowych. Dziesięć t-shirtów, kolor wedle uznania byle nie czerwony. Pięć ciękich, zielonych swetrów i dwa czarne. Dwie szaty wyjściowe - jedna czarna, a druga zielona ze srebrnymi wstawkami, dwa płaszcze zimowe, trzy skórzane kurtki. Buty...trzy pary w stylu Martensów, dwie długie pary ze smoczej skóry, cztery krótkie i jeszcze dwie sportowe. I to wszystko ma być przesłane do końca tygodnia do Malfoy's Manor...tylko najlepsze materiały!

- Panicz nas ratuje! Prosimy na stołtek, zaraz panicza obmierzymy.

Założyciel posłusznie stanął na podwyższeniu i już po pięciu minutach wraz z Draconem kierowali się w stronę Magicznej Menażerii. Sal potrzebował wylęgarni dla węży i jakiegoś pupila, ponieważ Hedwiga widząc, że jej pan się zmienił odleciała. W sklepie panował istny harmider, gdyż każde zwierze chciało zwrócić na siebie uwagę. W oczy Założyciela od razu rzuciła się średniej wielkości, czarna sówka, która jako jedyna nie robiła zamieszania. Spojrzał jej w oczy i wyciągnął w jej stronę rękę, stworzenie rozłożyło skrzydła i już po chwili siedziało na jego ramieniu patrząc na niego ze zniecierpliwieniem. Młody Malfoy szturchnął go delikatnie, wskazując sprzedawcę, który truchtał w ich stronę ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.

- Panie, jak Ci się udało opanować tą bestię? Każdemu kto się zbliżył próbowała wydziobać oczy!

- Widać była mi przeznaczona. - uśmiechnął się i zmierzwił piórka sowy, która zahukała na niego z oburzeniem - Jestem ciekaw, czy ma pan jeszcze jakieś ciekawe zwierze.

Mężczyzna zmieszał się odrobinę i obejrzał niepewnie w stronę pomieszczenie, które prawdopodobnie pełniło funkcje składzika.

- Panicz jest zainteresowany czymś konkretnym?

- Nie, po prostu szukam towarzysza. - odpowiedział, kierując wzrok na drzwi.

- Panicz, zdaje się jest z dobrego domu, więc panicz może być zainteresowany nietypowym...kotem.

- Jak bardzo nietypowym? - uniósł brew w pytającym geście.

- Na tyle, że nie każdy będzie nim zainteresowany.

Salazar spojrzał w oczy sprzedawcy i dostrzegł tam chęć zysku zmieszną ze strachem. W końcu ciekawość zwyciężyła i pokazał staremu człowiekowi, że ma prowadzić. Tak jak przypuszczał udali się w stronę składziku, jednak zaskoczyła go znajdująca się tam klapa w podłodze prowadząca do ukrytej komnaty. Na jego pytające spojrzenie sprzedawca wzruszył ramionami i stwierdził, że każdy ma swoje tajemnice. Rozejrzał się po pomieszczeniu, jednak nie zauważył nic poza meblami, dopiero, kiedy mężczyzna wskazał mu róg pomieszczenia zobaczył małe lwiątko, które w dodatku było białe i patrzyło na niego przestraszone. Przyjrzał się stworzeniu i uśmiechnął się delikatnie, przypuszczał, że nikt mu nie będzie robił wyrzutów z powodu "trochę" większego kota, zwłaszcza po wszystkich "uroczych" zwierzaczkach Hagrida. Przykucnął i wyciągnął rękę w stronę lwa, zamierając w bezruchu. Albinos przekrzywił głowę i popatrzył na niego oceniająco. Przez chwilę obaj się nie ruszali, po czym kociak niepewnie ruszył w jego stronę. Sal ani drgnął przypatrując się zachowaniu zwierzęcia, które zatrzymało się milimetry od jego dłoni, po czym wtuliło w nią łeb i zaczęło mruczeć uszczęśliwione. Slytherin zachęcony takim zachowaniem wyciągnął drugą rękę chcąc podnieść kociaka, jednak ten wyraźnie tym niezadowolony podrapał go i uciekł w kąt. Zirytowało to Założyciela, więc szybkim Accio przywołał stworzenie do siebie i spojrzał mu prosto w oczy. Odpowiednie wykorzystanie magii umysłu w przypadku zwierząt było trudne, gdyż posiadały naturalną barierę, która wzmacniała się w stresujących sytuacjach, jednak Salazar nie bez powodu był uznawany za mistrza tej dziedziny, więc już po chwili wysyłał myśli o bezpieczeństwie i braku chęci skrzywdzenia do umysłu lwa, który zaczął się uspokajać i po kilku minutach ufnie wtulił się w mężczyznę, który spojrzał zimnym wzrokiem na sprzedawcę.

- Ile za niego?

- Trzysta galeonów, panie...

- Dam sto.

- Ależ panie, to młody lew i to albinos!

- A ty nie masz pozwolenia na jego sprzedaż.

Zapadła niezręczna cisza podczas, której starszy człowkiek patrzył na niego zdezorientowany.

- Chociaż dwieście...zlituj się, panie.

- Sto pięćdziesiąt z całym ekwipunkiem dla niego. Chociaż... - przyjrzał się uważnie sprzedawcy - Dam dwieście piętnaście galeonów za lwa z wszystkimi co dla niego potrzebne, sowę, paczkę smakołyków i wylęgarnie dla węży...dużych węży.

Mężczyzna spojrzał na niego błagalnym wzrokiem, lecz on pozostał nieugięty. W końcu sprzedawca westchnął głośno i skinął głową. Kilka minut później, po załatwieniu wszystkich formalności, opuścili sklep i udali się do lodziarni Floriana Fortescue. Ich zamówienie zostało szybko przyjęte, a między Salem i Draconem panowała cisza. Slytherin przyjrzał się młodemu Malfoy'owi, który był bliski tego, żeby zacząć się kręcić na krześle.

- Czy jest coś o co chciałbyś zapytać?

Chłopak zesztywniał i przez chwilę wyglądał jakby się bił z myślami.

- Jak to możliwe, że Tiara wysłała cię do Gryffindoru?

- Niektórzy ludzie mają możliwość wpłynięcia na jej decyzje. - odpowiedział, mając na myśli Założycieli, jednak nie mówiąc tego wprost, gdyż zauważył, że są obserowowani, co pokazał dyskretnym ruchem głowy Draconowi w momencie w którym kelner stawiał przed nimi desery. Niestety nie mógł sprawdzić kto to jest tak, żeby nie budziło to podejrzeń. Przynajmniej do czasu. Nachylił się w stronę Malfoy'a i zaczął z nim rozmawiać przyciszonym głosem, co zmusiło ich obsertawora do zmiany miejsca, a żeby to uczynić musiał przejść przy ich stoliku. W momencie, w którym się zbliżył Salazar za pomocą magii bezróżdżkowej wytrącił mu z ręki filiżankę, która z głośnym brzdękiem się rozbiła. Obrócił się w stronę tej osoby i ze zdumieniem stwierdził, że to Tonks. Jeżeli miał być ze sobą szczery wykluczył ją na początku, gdyż wokół nie było żadnego zamieszania. Mimo to korzystając z okazji postanowił się czegoś dowiedzieć, więc wstał i tym razem używając różdżki uprzątnął bałagan.

- Czy nic się pani nie stało? - zapytał, dotykając lekko ramienia Nimfadory - Proszę usiąść z nami. Pozwoli pani, że zamówię nową kawę? Kelner!

Slytherin nie dał kobiecie czasu na protest, szybko ponawiając wcześniejsze zamówienie i sadzając ją na krześle między nim a Draconem.

- Oh...ależ gdzie moje maniery. Nazywam się Sal, a to mój znajomy Draco Malfoy. - skinął jej lekko głową - Czy możemy poznać pani imię?

- Em...Nimfadora. Nimfadora Tonks.

- Piękne imię...ale czy usłyszałem "Tonks"? Twoja matka pochodzi z rodu Blacków?

- Tak! I jako jedyna odważyła się zerwać z tradycją. - różowowłosa uniosła wysoko głowę, wyraźnie dumna ze swojej rodzicielki.

- W taki razie może mi powiesz czemu obserwujesz swojego kuzyna?

- Kuzyna? - nagle do rozmowy wtrącił się Draco, patrząc na niego pytająco.

- Jej matka, to Andromeda Tonks z domu Black, siostra Narcyzy, czyli twoja ciotka.

- W takim razie miło mi poznać. - młody Malfoy lekko uśmiechnął się do kobiety.

- Ale, ale...w dalszym ciągu nie wiemy dlaczego nas obserwowałaś. Jesteśmy o coś oskarżeni?

Dora spojrzała na jego przedramię, jednak szybko odwróciła wzrok.

- Oh...więc ktoś przypuszcza, że jesteśmy Śmierciożercami. - uśmiechnął się złośliwie - Co ty na to, Draco?

- Czemu miałbym się przed kimś płaszczyć? To ubliża dumie Malfoy'ów.

- Twojemu tatusiowi jakoś to nie przeszkadzało. - burknęła pod nosem Nimfa.

- Panno Tonks, to oszczerstwo. - Slytherin spojrzał na nią zimnym wzrokiem - Z tego, co mi wiadomo w szeregach Voldemorta jest wielu szpiegów, więc nie powinnać nikogo oceniać. A teraz wybacz, ale wrócimy już do siebie.

Założyciel położył na stole kilka galeonów i skinął na młodego Malfoy'a. Kiedy tylko znaleźli się poza lokalem, wziął lwiątko, które do tej pory na smyczy szło posłusznie przy jego nodze, na ręce, chwycił Dracona za ramię i przeniósł ich do rezydencji. Odstawił zwierzę na podłogę i pozwolił mu się rozejrzeć po nowym miejscu zamieszkania.

- Draco, musisz zacząć się uczyć oklumencji już teraz. - spojrzał uważnie w oczy chłopaka - Zakon zaczyna się tobą interesować. Weźmiesz książki, które kupiłem i je przeczytasz. Pierwsza lekcja dziś, w salonie, o osiemnastej. Nie spóźnij się.

Salazar skierował się do swojego pokoju nie czekając na odpowiedź, a za nim podążyło małe, białe stworzonko.

9 komentarzy:

  1. Super, ale trzeba było aż tyle czekać.
    Zachowanie Sala jest zabójcze. Ciekawi mnie czemu Zakon obserwuje Dracona , no ale ich Złoty Chłopiec zniknął więc...
    Sal chce iść do szkoły, strzeżcie się wrogowie ;>

    Kiedy następny rozdział? Ja chce już !
    Anuii

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę świetne opowiadanie. Nie mogę się doczekać kiedy Voldemort zacznie dawać się we znaki. Trochę szkoda że zajęło to tyle czasu, ale za długość rozdziału dziękuję na kolanach. Kiedy następny???

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny. Myślałem, że Sal jako pierwsze zwierzątko kupi węża. Sporego węża. Tylko czemu rozdziały są tak rzadko? Brak czasu we wakacje? Czy może wena nie chce współpracować?

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobre , przyjemne w czytaniu opko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, nominowałam Cię do LBA :D
    http://nie-bede-wybrancem.blogspot.com/2014/08/liebster-award.html
    Pozdrawiam!
    Niedoskonała

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny blog. Weszłam tu przypadkowo jak patrzyłam kogo nominowała Niedoskonała. Jestem mile zaskoczona i mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    M.
    P.S. Dodałam do obserwowanych.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super blog nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Pozdrawiam dużo weny Życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu nie ma nowej notki :((((

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    och i wszystko się wyjaśniło, Draco szybko wszystko zaakceptował, no ma wspaniałego małego kotka....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń