piątek, 6 września 2013

Rozdział 2

W końcu udało mi się wymęczyć ten rozdział, nie jest co prawda tak długi jak ostatni, ale jest! Rozdział betowała Tańcząca.
***


Obudził się wcześniej niż reszta jego współdomowników, co zdecydowanie mu się spodobało, dzięki temu mógł spokojnie zająć łazienkę i nikt go nie będzie pospieszał jak, to miało miejsce zazwyczaj. Leniwie zwlekł się z łóżka i przeciągnął tak, że aż zatrzeszczało mu we wszystkich kościach. Powlekł się powoli do łazienki i skrzywił się widząc w odbiciu twarz Harry’ego Potter'a, niestety musiał jeszcze trochę wytrzymać wyglądając w ten sposób. W miarę szybko wykonał poranną toaletę i ubrał się w mundurek, pierwszą rzeczą jaką zrobi kiedy w końcu dotrze do Malfoy Manor będzie udanie się na zakupy.
Przeczesał włosy palcami i wyszedł z łazienki. Weasley w dalszym ciągu spał, a nawet
chrapał, gdyby mu zależało pewnie by go obudził, ale nie zależało. Spokojnym krokiem
ruszył do Pokoju Wspólnego i zauważył, że na kanapie przed kominkiem ktoś leży,
podszedł tam powoli i zauważył, że to Granger. Gdyby to była jakaś zwykła mugolaczka
zapewne by ją tak zostawił tak jak zrobił, to z Ronem, który był zbyt zaślepiony
Dumbledorem, ale ona była wyjątkowo mądra i mogła mu się kiedyś przydać.
Przyklęknął obok kanapy i delikatnie potrząsnął ramieniem dziewczyny. Patrzył jak
Hermiona zaczyna się powoli budzić, otwiera szeroko swoje orzechowe oczy
i przez moment patrzy na niego zdezorientowana.
- Harry? Co ty robisz w dormitorium dziewczyn? – słysząc, to pytanie westchnął i
przez chwilę się zastanawiał czy ona aby na pewno jest taka mądra.
- Jesteśmy w Pokoju Wspólnym, a ty spałaś na kanapie, więc postanowiłem Cię obudzić. –
wstał i spojrzał na nią z góry – Z pewnością chciałabyś się odświeżyć przed Ucztą Pożegnalną.
Salazar nie czekając na jej odpowiedź wyszedł z pomieszczenia, jak dla niego było tam za
dużo czerwieni i złota. Spacerując korytarzami Hogwartu rozmyślał o różnych rzeczach,
aż w końcu dotarło do niego, że o czymś zapomniał. Szybkim krokiem skierował się w stronę łazienki Jęczącej Marty i otworzył wejście do Komnaty Tajemnic. Za pomocą magii
bezróżdżkowej przelewitował się na sam dół tunelu i z irytacją spojrzał na kamienie,
które uniemożliwiały wejście do dalszej części komnaty, i przy okazji niszczyło jego misterną
pracę. Jednym ruchem ręki sprawił, że poszczególne kawałki wróciły na swoje miejsce,
a on mógł spokojnie iść dalej. W końcu stanął przed posągiem, który tak naprawdę nie
przedstawiał jego, tylko jego dziadka. Nie wiele osób o tym wiedziało, ale to właśnie jego
dziadek był najpotężniejszy w całym rodzie i to jego chciał przewyższyć, a żeby to zrobić jego oczy musiały stać się fioletowe.
- Przemów do mnie, najpotężniejszy Slytherinie. – wysyczał, a pomnik otworzył usta
umożliwiając wejście do legowiska bazyliszka i nie tylko, w środku znajdowała się również
część mieszkalna, w której zaszywał się kiedy nie chciał z nikim rozmawiać. Najpierw
postanowił przeszukać legowisko swojego zwierzątka. Zaczął przerzucać siano,
które miało zapewnić jej ciepło i już po chwili znalazł to czego szukał.
Kiedy odchodził ze szkoły zostawił w Komnacie jajo najpotężniejszego bazyliszka na świecie, właśnie trzymał w ręce jajo Kryształowego Bazyliszka, które samo w sobie przypominało kryształ. Specyficzne w tej odmianie jest to, że nawet łzy feniksa nie są w stanie uleczyć zadanych przez nie ran, niestety przez to ludzie zaczęli tępić te stworzenia,
nie wiedząc, że połknięcie łuski tego wyjątkowego bazyliszka jest lekarstwem.
Kiedy już je znalazł mógł ruszyć do swoich komnat, gdzie z tego co pamiętał ukrył swoją
różdżkę. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mu się w oczy po wejściu do części mieszkalnej
była cała masa kurzu, ale z drugiej strony, czego się spodziewał? W końcu nikt tu nie
przychodził od wieków, z tego, co udało mu się dowiedzieć wynikało, że żaden jego potomek nigdy nie znalazł tej części. Kolejne machnięcie ręką i w końcu wszystko wyglądało tak jak za czasów jego życia. Powoli zaczął przeglądać wszystkie szafki, jednak nie udało mu się nic znaleźć. W stanie skrajnej irytacji ruszył w stronę swojej biblioteki. Zaczął przeszukiwać regały przy okazji zabierając kilka książek, które chciał przeczytać. Dopiero kiedy zebrał już piętnaście tytułów dotarło do niego, że mógł ją po prostu przywołać, jednak to kilka lat spędzonych w tym życiu u mugoli odcisnęło na nim swoje piętno.
- Accio różdżka. – wyszeptał i już po chwili trzymał w ręku, piękną różdżkę, jedyną w swoim
rodzaju, w końcu pomagał przy jej tworzeniu. Wykonana z kości bazyliszka, 12 i ½ cala,
rdzeń ze skóry dementora, idealna do czarnej magii i magii umysłu. Po chwili przywołał
również specjalny pokrowiec ze skóry smoka, w którym ją schował i przymocował go do uda, sprawiając tym samym, że nikt nie mógł go zobaczyć. Spojrzał na zegarek znajdujący się w bibliotece i na chwilę zamarł, za 5 minut miała się rozpocząć uczta! Niby jako założyciel mógł się aportować na terenie Hogwartu, ale w okolicy Wielkiej Sali
na pewno było już pełno ludzi. Chyba, że przeniósłby się mając na sobie zaklęcie
kameleona albo w miejsce gdzie nikogo nie będzie. Obrócił się w miejscu i już po chwili był
w zapomnianym pomieszczeniu, które znajdowało się raptem 3 minuty od Wielkiej Sali i to
spacerkiem, więc ruszył powoli w stronę Sali, spokojnie wszedł do środka i usiadł przy stole
Gryffindoru, już po chwili przy jego boku znalazła się reszta Złotej Trójcy.
- Hej stary, czemu mnie nie obudziłeś? Przez ciebie prawie spóźniłem się na śniadanie. –
powiedział Weasley, wpatrując się w niego lekko wkurzonym wzrokiem.
- Wybacz, ale obudziłem się bardzo wcześnie i nie chciałem żebyś się zdenerwował. –
przywołał na twarz zbolałą minę – Naprawdę przepraszam Ron.
Salazar widział jak chłopak się wacha, ale po chwili ustępuje i kiwa głową na znak, że mu
wybacza. Wyraźnie chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak w tym momencie wstał
Dumbledore.
- Moi drodzy! Witam was na ostatniej uczcie w tym roku – dyrektor zamilkł na chwilę – z pewnością wielu z was słyszało o wydarzeniach, które miały miejsce w Ministerstwie

jeżeli kogoś interesują prawdziwe wydarzenia, a nie zwykłe plotki radzę porozmawiać z
osobami, które brały w nich udział. Na chwilę obecną, jednak myślę że bardziej interesuje
was kto wygrał Puchar Domów, jednakże w tym roku ze względu na współpracę wszystkich
domów puchar nie zostanie przyznany. Cieszcie się tą ucztą moi drodzy i do zobaczenia w
przyszłym roku szkolnym.
Dumbledore klasnął, a przybranie Sali zmieniło swoje kolory na barwy wszystkich czterech
domów, nad stołem nauczycielskim pojawił się herb Hogwartu. Salazar nie miał bladego
pojęcia, co dyrektor kombinował , ale na pewno nie zrobił tego bez powodu, w końcu jakby
nie spojrzeć zburzył wieloletnią tradycję. Sięgnął po dzbanek z sokiem dyniowym i nalał
sobie odrobinę, jeszcze tylko godzina i ruszą w drogę do domu, a Albus nie będzie miał na
niego żadnego wpływu. Na tą myśl uśmiechnął się pod nosem ściągając na siebie uwagę
Rona i Hermiony.
- Czy coś się stało, Harry? Wydajesz się być dzisiaj bardzo zadowolony. – dziewczyna patrzyła na niego zmartwiona, przez chwilę nie potrafił zrozumieć dlaczego, ale potem dotarło do
niego, że powinien być zrozpaczony utratą ojca chrzestnego.
- Ah…to nic takiego, po prostu dotarło do mnie, że w przyszłym roku nie zobaczymy już
Umbridge. – wypowiedział, to zdanie nad wyraz radośnie, po czym przybrał zasmuconą
minę – Ale nie zobaczymy też Syriusza.
Po jego ostatnim zdaniu zapadła cisza, żadne z jego „przyjaciół” nie wiedziało, co ma
powiedzieć dzięki czemu przez chwilę panowała cisza i mógł się skupić na swoich
rozważaniach. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że może mieć problem ze zgubieniem te
dwójki wkurzających Gryfonów, ale w końcu nie na darmo jedną z najbardziej cenionych
przez niego cech był spryt.