środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 1

 Wróciłam z wyjazdu i wena chyba też wróciła. Przed wami pierwszy rozdział! Betowała Tańcząca.
****
Nie wiedział co się z nim dzieje, każda najmniejsza komórka jego ciała płonęła niewyobrażalnym bólem. Czuł się jakby ktoś rozrywał jego mięśnie i łamał wszystkie kości. Jego umysł zalała ogromna ilość wspomnień wzmacniając cierpienie fizyczne, psychicznym. Kiedy wszystko nagle się skończyło, ostatnie wspomnienie ciągle nie chciało mu zniknąć sprzed oczu. Ciągle widział spetryfikowaną Lily Potter z nim szczelnie zamkniętym w jej ramionach oraz Dumbledore'a stojącego nad nimi z dobrotliwym uśmiechem wymawiającego "Oblivate". Głośne warknięcie wyrwało się z pomiędzy jego warg, jak ten starzec śmiał usunąć wspomnienia z jego poprzedniego życia! Skąd w ogóle się dowiedział, że miał się odrodzić jako potomek Lily, jego uroczej potomkini, której towarzyszył przez całe życie jako duch. No i oczywiście nie mógł zapomnieć o swoim potomku z rodu Gaunt'ów, jak tylko dorwie tego przeklętego dzieciaka w swoje ręce, to sprawi mu takie lanie, że na zawsze go popamięta. Powoli do jego nosa zaczął docierać zapach krwi, co uświadomiło mu, że powinien wstać się umyć, niestety znajdował się w dormitorium Gryffindoru, więc nie mógł tak po prostu przemaszerować przez cały pokój jak gdyby nigdy nic. Zirytowany machnął ręką, patrząc jak jego ciało przybiera kolor otoczenia, jak on uwielbiał magię bezróżdżkową, kolejne machnięcie i jego łóżko z powrotem było czyste. Teraz była kolej na niego, powoli zaczął się podnosić nasłuchując czy jego współlokatorzy czasem się nie obudzili. Na jego szczęście Gryfoni byli zbyt leniwi, żeby obudzić się tak późno w nocy i jeszcze kontaktować, co się dzieje, więc spokojnie prześliznął się do łazienki, jednak kiedy tylko zobaczył w lustrze swoje odbicie bardzo tego pożałował. Jego czarne, teraz już długie, włosy całe były oblepione czerwoną posoką tworząc makabryczny widok, z resztą ciała wcale nie było lepiej. Krzywiąc się zrzucił z siebie piżamę i z ulgą przyjął, że mimo krwi jego ciało wygląda tak samo jak kilkaset lat temu, gdyby również ta część zaklęcia Dropsa nie została złamana, chyba zrobiłby sobie krzywdę. Z cichym westchnięciem wszedł pod prysznic od razu odkręcając ciepłą wodę, czując jak obmywa jego ciało zaczął się powoli odprężać, jednak dopiero po 10 minutach postanowił w końcu się umyć. Ulga, którą poczuł w momencie, w którym każdy kawałek jego ciała był wyczyszczony była nie do opisania, bo oto nareszcie zmył z siebie wszystkie dowody, że kiedykolwiek był Harry'm Potter'em. Teraz znowu widział w lustrze odbicie prawdziwego siebie, Salazara Slytherin'a, a może jednak powinien podziękować swojemu głupiemu potomkowi, przecież to dzięki jego nieudolnemu opętaniu czar został złamany. Skrzywił się, no tak, mimo, że nie było już żadnego śladu, że był Wybrańcem, to na razie nie mógł się ujawnić przed Dumbledorem, ponieważ nie miał żadnych sprzymierzeńców. Kolejną sprawą było to, że zdecydowanie nie mógł spędzić wakacji u Dursley' ów będąc jednocześnie pod obserwacją Zakonu, to zdecydowanie krępowałoby jego działania, a do tego nie mógł dopuścić, najlepiej byłoby dla niego gdyby ukrył się u jakiejś rodziny, która nie popierała Dropsa i jednocześnie zgodziłaby się działać na jego warunkach. Musiał działać szybko, już za kilka godzin zacznie się uczta pożegnalna, na której niestety musiał się stawić, głupia tradycja wymyślona przez Godryka jako okazja do przyznania pucharu domów. Zachichotał na sam pomysł tego, co by zrobił stary Gryffindor gdyby się dowiedział, że Dom Lwa zdobywa puchar dzięki niemu, Królowi Węży! Rozbawiony tą myślą ruszył do pokoju owinięty jedynie ręcznikiem w pasie, szybko przemknął między łóżkami do swojego i otworzył kufer w celu znalezienia czegoś gustownego do ubrania, jednak bardzo się zawiódł, gdyż znalazł tylko stare ubrania po Dudley'u w tym momencie powróciła do niego cała irytacja. I ludzie śmieli mu się dziwić, że nienawidzi mugoli. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy są źli, ale większość  nich wolałaby pozbyć się czarodziei z tego świata, oczywiście gdyby wiedzieli o ich istnieniu. Zrezygnowany wyciągnął z kufra czarne spodnie i białą koszulę od mundurka, na chwilę obecną to były najlepsze rzeczy jakie miał. Teraz musiał jeszcze tylko namierzyć na Mapie Huncwotów swój cel, co nie powinno być trudne o ile nie znajdował się on w Pokoju Wspólnym, albo Pokoju Życzeń. Jednak szczęście mu dzisiaj wyjątkowo dopisywało, ponieważ odnalazł osobę, której szukał na Wieży Astronomicznej, gdzie za swoich czasów uwielbiał przesiadywać. W końcu nic tak nie przynosiło ukojenia duszy człowieka jak widok niezliczonej ilości gwiazd migoczących na niebie. Zdecydował się nie brać peleryny niewidki i spokojnie przejść korytarzami Hogwartu tak jak za czasów, kiedy był tu nauczycielem. Prawie zapomniał o tym, że musi zamaskować swój wygląd, w końcu nikt się nie zmienia w jedną noc. Spojrzał na siebie i zauważył, że ubranie jest na niego o wiele za duże, pewnie gdyby dalej był Potter'em nie zwróciłby na to żadnej uwagi, ale teraz zdecydowanie mu to przeszkadzało. Jednym ruchem różdżki dopasował mundurek do swojej sylwetki i nie przejmując się już zupełnie niczym udał się do wyjścia z Wieży Gryffindoru, na całe szczęście udało mu się nie obudzić Grubej Damy. Nadal nie potrafił zrozumieć po co Godryk na straży wejścia do Pokoju Wspólnego swojego domu postawił obraz, nie dziwił się, że dom jego starego przyjaciela ciągle był na ostatnim miejscu w walce o puchar skoro ta stara wariatka umiała głosem obudzić cały zamek. Postarał się dość szybko ulotnić z poza jej zasięgu słuchu, a kiedy już osiągnął odpowiednią odległość zwolnił i ruszył spacerkiem w stronę swojego celu. Kochał Hogwart bardziej niż cokolwiek innego na świecie, w końcu był on dowodem jego dawnej przyjaźni, która okazała się być bardziej fałszywa niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Pozostała trójka nie była w stanie zrozumieć jego obaw, przez lata patrzył jak do szkoły przybywa coraz mniej czystokrwistych, a coraz więcej szlam. Mimo, że za czasów swojego pierwszego życia był przeciwny mieszaniu krwi wiedział, że to nieuniknione jeżeli czarodzieje mają przetrwać. Tak na prawdę bardziej przerażało go, to że ich świat może zostać odkryty i zniszczony, chciał zrobić wszystko żeby do tego nie dopuścić, a najlepszym pomysłem wydawało się być zakazanie mugolakom nauki w nowopowstałej szkole magii. Jednak, to nie przekonania były powodem zniszczenia przyjaźni między Założycielami, a strach. Godryk, Rowena i Helga bali się potęgi rodu Slytherina, bali się ich niesamowitej zdolności do mistrzowskiego władania czarną magią oraz magią umysłu. Slytherinowie zawsze byli specyficzną rodziną, najciekawsze było, to że po kolorze oczu ludzie mogli poznać jaką magią władali. Ich naturalnym kolorem oczu była jasna zieleń, jednak jeśli władali czarną magią przybierały kolor czerwony, a jeżeli magią umysłu tęczówka przypominała kolorem zaklęcie uśmiercające. Dlatego też sam posiadał jedną w kolorze krwistej czerwieni, a drugą avadową, chociaż dążył do osiągnięcia mistrzostwa w obu rodzajach, co z kolei sprawiłoby, że jego oczy przybrałyby kolor fioletowy. Jego starsza siostra i brat byli mistrzami w magii umysłu, to od nich wszystkiego się nauczył, niestety nie wiedział, co się z nimi stało po jego śmierci. Rozmyślając o swoim rodzeństwie dotarł do Wieży Astronomicznej, musiał dobrze rozegraćtą rozmowę, jeżeli nie chciał być skazany na Dursleyów i nadzór Dropsa. Pewnym krokiem zaczął wspinać się po schodach i starając się zrobić jak najmniej hałasu wśliznął się za drzwi.
Na ziemi siedział blond włosy chłopak wpatrujący się w gwiazdy tęsknym wzrokiem. Dopiero teraz dostrzegł ból w oczach Ślizgona wynikający prawdopodobnie z tego, że jego ojciec został zamknięty w Azkabanie. Gdyby dalej był Potterem nigdy by się nie domyślił, że Malfoyowie mogą być zżytą rodziną, jednak teraz kiedy pamiętał jak sam się zachowywał publicznie wraz ze swoim rodzeństwem nie miał, co do tego wątpliwości. Wyciągnął różdżkę i wyczarował koc, w końcu musiał w jakiś sposób zacząć rozmowę. Powoli zbliżył się do chłopaka i zarzucił mu koc na ramiona, kucając obok i uśmiechając się delikatnie. Niebieskooki odskoczył od niego z prędkością światła zrywając się na równe nogi. Salazar nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem. Malfoy popatrzył na niego jakby zobaczył ducha, jednak po chwili się opanował i na jego twarz wróciła codzienna maska bez uczuć.
- Co tu robisz, Potter? Nie powinieneś być otoczony przez Gryfogłupków współczujących Ci utraty chrzestnego?
- Tak się składa, że szukam Ciebie, bo mam pewną propozycję, która może Cię zainteresować, a tak poza tym wątpię, żeby współczucie Gryfonów było szczere, ale to już osobna sprawa - powiedział wstając i opierając się plecami o murek.
- Propozycje? A co ty niby możesz mi zaproponować?
- Na przykład mógłbym wyciągnąć Twojego ojca z Azkabanu.
Pomiędzy nimi zapadła cisza. Slytherin przyglądał się mu z lekkim uśmiechem na twarzy, był prawie pewny, że wszystko skończy się tak jak zaplanował.
- Niby dlaczego miałbyś, to zrobić? Twoi mali, gryfońscy przyjaciele prawie zginęli w Ministerstwie i ty chcesz uwolnić jednego ze Śmierciożerców?!
- Przecież, to oczywiste, że nie zrobię tego za darmo - na jego twarzy ponownie zagościł złośliwy uśmiech.
- Powiem szczerze, mam dosyć ciągłej kontroli "kochanego" dyrektora. W zamian za uwolnienie Twojego ojca, żądam azylu w każdej, istniejącej rezydencji Malfoy'ów.
- Chcesz się schronić w domu Śmierciożercy? Ciebie już do końca powaliło, Potter!
Z ust zielonookiego wyrwał się zirytowany syk, w ułamku sekundy znalazł się obok blondyna przykładając mu różdżkę do gardła.
- Posłuchaj mnie uważnie, Malfoy, nie interesuje mnie, co o tym myślisz. Krótka odpowiedź: tak czy nie?
Salazar wyciągnął w stronę chłopaka prawą rękę, Draco wahał się tylko chwilę.
- Zgadzam się.
Uścisnął dłoń Władcy Węży, a ich ręce otoczyło zielone światło. Malfoy przez chwilę patrzył na to zszokowany, po czym odskoczył od drugiego chłopaka przyglądając mu się ostrożnie.
- Co mi zrobiłeś, Potter?
- Oh...nic takiego, to tylko magiczna przysięga. Jeżeli nie dotrzymasz swojej części umowy stracisz całą magię - przerwał na chwilę, jednak widząc, że Ślizgon gotuje się ze złości, dokończył - to samo, oczywiście, tyczy się też mnie.
- Co nie zmienia faktu, że zrobiłeś to bez mojej zgody!
- Jak to "bez"? Przecież uścisnąłeś moją dłoń.
Slytherin spojrzał Draconowi prosto w oczy i chłopakowi przez ułamek sekundy zdawało się, że jedna z jego tęczówek zmieniła kolor na czerwony,
 jednak kiedy niebieskooki przyjrzał się mu po raz drugi nie zauważył nic dziwnego, co sprawiło, że zwalił to na przywidzenie z powodu zmęczenia.
- Czy ktoś przyjdzie po Ciebie na peron?
- Moja matka, będziemy się aportować do Malfoy Manor.
- Świetnie! W takim razie wystarczy, że złapię Cie za rękaw.
- Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że raczej podejrzane będzie jeżeli Złoty Chłopiec, który nawiasem mówiąc jest moim wrogiem, aportuje się ze mną do domu.
- O to się nie martw, to już mój problem. Do zobaczenia na peronie.
Ignorując zdezorientowanego blondyna ruszył w drogę powrotną do dormitorium. Musiał się porządnie wyspać, bo jutro zapowiadał się dzień pełen wrażeń.